Wzleciałam nad płomieniami, a żeby ogień się nie rozprzestrzenił
zatrzymałam się nad wodą i machnęłam skrzydłami, a woda zgasiła
płomienie. Popatrzyłam na chłopaka przepraszającym spojrzeniem i
odleciałam.
Wylądowałam obok Hadesa. On nawet na mnie nie spojrzał. Usiadłam i popatrzyłam na niego.
-Hades, nie przyjaźnię się z ludźmi... Ludzie to moi wrogowie, a on... on nie jest taki. Po prostu mi pomógł....
-Pomógł?
-Tak, zbadał mi łapę i zabandażował ją. Była złamana. W bandażu są chyba jakieś zioła, bo łagodzą ból...
-A może zrobił to tylko po to, żeby cię omamić? Nie pomyślałaś o tym?-zapytał twardym tonem.
-Wątpię... Ale sam widziałeś jak powoli do Ciebie podchodził...
Parsknął.
-Nie to nie...-powiedziałam i odleciałam, lądując obok chłopaka.
-O, wróciłaś-uśmiechnął się.-Wydawało mi się, że zmieniłaś się w dziewczynę, chyba dali mi coś nieświeżego do jedzenia.
Zaśmiałam się na swój smoczy sposób. Powąchałam jego protezę.
-A, to... mały wypadek ze smokami...
Szturchnęłam go głową w policzek, żeby go pocieszyć. Uśmiechnął się i
pogłaskał mnie. Coś mnie ruszyło. Pokazałam głową na swój grzbiet i
zamachałam skrzydłami. Chłopak patrzył zdziwiony.
-No właź na mnie!-mówiłam, ale w jego uszach brzmiało to jak zwykłe mruczenie.
Czkawka podszedł do mnie, po czym wsiadł mi na grzbiet. Uniosłam się
wysoko w niebo i lecieliśmy tak długi czas. Wywijaliśmy beczki i
korkociągi w powietrzu, lecz nie zauważyliśmy wpatrującego się w nas
Hadesa...
<Hades?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz