-Em..-zamyśliłem się i popatrzyłem na me posiniaczone skrzydła-Pewnie, dziękuję za ratunek-uśmiechnąłem się do Corneli.
-Nie ma za co.Będzie drobny problem bo mósimy przelecieć nad tymi klifami.Na pewno dasz radę?-spytała troskliwie.
-Oczywiście-zaśmiałem się.-Prowadź proszę.
Młoda smoczyca bez słowa wzbiła się wysoko w górę by zaraz zniknąć ponad
skałami.Chwilę się jej przyglądałem a potem sam rozłożyłem skrzydła i
odbiłem się od podłoża.Już po chwili byłem na wysokości lasu który
znajdował się na szczycie skarpy.Wylądowałem, skrzydła nie bolały mnie
już tak bardzo.
-Ładna okolica.-stwierdziłem rozglądając się.
-Też tak uważam-uśmiechnęła się promiennie.
-Ile jest tu smoków?Wszystkie są nocnymi furiami?Myślałem że mój gatunek w pełni wyginą gdy miałem 4 lata...
<Cornelio?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz