-....Dobrze Greeg, teraz mocno trzymaj-powiedział człowiek trzymający w ręku kieł Wrzeńca.
-Eh...Łatwo ci mówić!-krzykną drugi a jego głos odbił się echem po całym
podziemnym pomieszczeniu oświetlonym pochodniami. Próbowałem się wyrwać
ale żelastwo które mi założyli uniemożliwiało mi wszelkie ruchy.
Zmarszczyłem wrogo nos i wydałem z siebie wrogie warknięcie
niezadowolenia. W tem jak na zawołanie człowiek stojący przy mnie
jeszcze bardziej zacisną łańcuch oplatający ma ciało. Postrzempiony
odłamek wbił się pod me łuski. Moje źrenice zmniejszyły się do grubości
cieńkich kreseczek, odwróciłem nerwowo głowę lecz gdy miałem zadać cios
łańcuchy i dyby uniemożliwiły mi ruch.Ryknąłem więc by wyrazić ból jaki
mi sprawił, a gdy echo poniosło go w ciemną odchłań podziemnego
korytarza znów wydałem z siebie gardłowe warknięcie które zaczęło
przeciągać się w nie naturalny sposób.
-Już prawie gotowe!-powiedział mężczyzna mieszający coś w drewnianej beczce pełnej błękitnej, świecącej substancji.
-Mam nadzieję- mruknął drugi.Facet zanóżył kieł w beczce i wyją go
zadowolony.Kośc przez chwilę mieniła się odcieniami błekitu by znów stać
się matowo biała. Tylko koniuszek zęba wciąż lśnił.Popatrzył na mnie i
uśmiechnął się na co ja znów odpowiedziałem zmarszceniem brwi w
wyzywającym na pojedynek wyrazie twarzy. Zaczał się do mnie zbliżać
chowając kieł za plecami. chciałem się odsunąć, lecz nie pozwalała mi na
to niekomfortowa sytuacja. Zacząłem się miotać i ryczeć niezadowolony.
-Spokojnie, kolego...-rzekł i pogładził mnie po łapie.Popatrzył mi
głęboko w me żółte oczy.Rozluźniłem mieśnie twarzy a moje źrenice
wróciły do normalnych rozmiarów. Mruknąłem i pokornie ułożyłem głowę na
łapach.-Dobry chłopak...-mężczyzna pogłaskał mnie po głowie.-Nie ma się
czego..BAĆ!
Krzyknął i z całej siły wbił kieł w moją łapę. Ryknąłm mimowolnie pod
napływem pulsującego bólu.Obaj mężczyźni staneli przedemną. Ból
rozprzestrzeniał się po całym moim ciele.Zacząłem ciężko oddychać a moje
źrenice znów się skórczyły.
-Tak!TAK!-krzyczał zadowolony ten który mi to zrobił-Patrz co się dzieje Greeg!
-J-jego Oczy!-wybełkotał niski,gruby brunet.
-No właśnie!-pod napływem euforii facet przytulił współ pracownika
Nie rozumiałem co się dzieje czułem jak moja skóra staje się grubsza a
kły rosną sprawiając mi wielki ból.Nie wytrzymałem już. Napiąłem
wszystkie mięśnie i z potężnym rykiem rozwaliłem dyby które mnie
trzymały.
-Ej miałeś je dobrze zacisnąć!- wydarł się szef.
Podniosłem się z gruzów patrząc im prosto w oczy. Wyglądali na
przerażonych. Nabrałem w płuca tyle powietrza ile się dało i ryknąłem im
prosto w twarze a mój głos obił się echem po całej jaskini. Popatrzyłem
na nich wrogo jeszcze raz po czym zniknąłem w czarnych czeluściach
jednego z tuneli. Pomimo obolałego ciała udało mi się rozwinąć duża
prędkość.Już po chwili ujrzałem światło dzienne które zaczęło razić mnie
w oczy. Gdy już się przyzwyczaiły rozłożyłem skrzydła i wzbiłem się w
powietrze.Odkryłem że byłem przetrzymywany na małej skalistej
wyspie.Wszystko mnie bolało pragnąłem tylko by znaleźc ląd. Każdy ruch
sprawiał że ból powracał dwa razy silniejszy.Poczułem napływ osłabienia,
oczy same mi się zamykały. Trudno było mi utrzymać pion.W końcu
pozwoliłem by sen ogarną me strudzone licznymi walkami ciało. Zaczałem
spadać w dół, czułem jak wiatr opływa mój pysk aż w końcu spotkałem się z
zimną tonią oceanu.
***
Ocknąłem się na płaży, pod wysokimi białymi klifami.Zacząłem kaszleć by
wypluć wodę która zaległa w mych płucach.Wszystko było częściowo
rozmazane ale i tak udało mi się dostrzec jakąś sylwetkę.Zmróżyłem oczy
by wyostrzyć sobie wizję. Kilka metrów przedemną siedziała niebieska
nocna furia. Przyglądała się bacznie każdemu poczynionemu przezemnie
gestowi.
-Cornelia.-rzekła krótko wlepiając we mnie swe niebieskie oczy- a ty bęłkitnooki?
-Yh, co?- mruknąłem zdezoriętowany a zarazem zmęczony.-Jestem Cervus ale to pomyłka, mam żółte oczy...
-No...nie zupełnie są błękitne że nie wiem-powiedziała zdziwiona.
-Ta?-z trudem udało mi się wstac na nogi.-Gdzie jestem?
<Cornelia?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz